Nie da się zapomnieć. Będę musiała znów rozdrapać stare rany, niby zabliźnione, ale brudne, wciąż dające o sobie znać. Potrzebuję tego tak bardzo. Mam nadzieję, że kiedy wyrzucę z siebie to wszystko, co we mnie siedzi, autentycznie się oczyszczę. Regularna terapia? Nie wiem, chyba nie jestem gotowa. Tyle zachodu z tym, znaleźć, dojechać, umówić się... tak to sobie tłumaczę, ale chyba chodzi o mój wstyd, strach, zażenowanie. Póki co, jako terapię potraktuję tego bloga, a potem... potem zobaczę.
Będę pisać maksymalnie szczerze. Będę się starać nazywać swoje uczucia, choć każde DDA wie, jak bardzo jest to trudne. Być może niektóre wpisy zdziwią, zaszokują, sprawią, że uśmiechniesz się z niedowierzaniem, a może rozbawieniem. Masz do tego prawo, ale proszę - nie osądzaj.
Nikt z moich bliskich nie będzie wiedział o tym blogu. Wiem, że wówczas kontrolowałabym to, co chcę napisać. A tak bardzo potrzebuję uporządkować sobie pewne rzeczy, nazwać je, wyciągnąć na wierzch. Tylko ja, moje uczucia i klawiatura. I ewentualnie czytelnicy, dla których będę przecież tylko literkami na monitorze. To w miarę bezpieczne.
Pytanie do wszystkich, którzy nie są DDA: jak sobie wyobrażacie dziecko alkoholika?
Najprawdopodobniej pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi na myśl, to obraz zabiedzonego dziecka, ubranego w złachmanione ubrania, często z podbitym okiem, lękliwego, mającego problemy w szkole.
Może część z Was pójdzie o krok dalej i wyobrazi sobie to dziecko w dorosłości, powielające chorobę rodziców i przekształcające się na podobieństwo ojca-lumpa bądź matki-pijaczki.
Wasze spostrzeżenia owszem, są prawdziwe, ale tylko częściowo. Ulegacie stereotypom. Bo bardzo wielu z nas, DDA, to wykształceni, przystojni, zamożni ludzie. Mamy dobrą pracę, partnerów. Niektórzy być może patrzą z boku i nawet nam zazdroszczą. Nasuwa mi się nawet refleksja: kim mogliby być ci, którzy osiągnęli już tak wiele mimo tego cholernego obciążenia na całe życie, gdyby w ich życiu nie pojawił się alkoholik? Kim byliby, gdyby od urodzenia mogli oddychać pełną piersią, bez lęku dławiącego w gardle, w spokoju i poczuciu bezpieczeństwa?
Dla większości z Was DDA jest prawie jak UFO, prawda? Poznajecie o kimś tę smutną prawdę, wyrażacie swoje współczucie (współ-czucie? czyli odczuwanie tego, co my? śmieszne!), a głębi duszy myślicie sobie: "Dlaczego on/ona nic z tym nie zrobi, dlaczego nie wyśle rodzica na leczenie, dlaczego gdzieś tego nie zgłosi?". A może część z Was uważa, że to w ogóle jest sztuczny problem, że wystarczy zamknąć się w swoim pokoju i poczekać, dopóki pijany ojciec czy matka nie wytrzeźwieje? Dla tych z nas, którzy już wyprowadzili się z domu, być może macie odpowiedź w stylu: "Przecież to już za tobą, przestań użalać się nad sobą i zacznij wreszcie żyć normalnie!". Kolejny raz sprawdza się odwieczna prawda, że syty głodnego nie zrozumie.
Nawet nie wiecie, jak bardzo Wam zazdroszczę normalnego dzieciństwa, Wy, nie-DDA. Normalność i dużo miłości - to najlepsze, co rodzice mogą dać dziecku. Niewyobrażalny kapitał, który procentuje całe życie. Doceńcie to. A kiedy ktoś z Waszych znajomych zdecyduje się na wielki coming-out i wyzna Wam smutną prawdę o swoim popieprzonym dzieciństwie, po prostu okażcie gotowość wysłuchania go i trochę życzliwości. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, ile to dla nas znaczy
Najprawdopodobniej pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi na myśl, to obraz zabiedzonego dziecka, ubranego w złachmanione ubrania, często z podbitym okiem, lękliwego, mającego problemy w szkole.
Może część z Was pójdzie o krok dalej i wyobrazi sobie to dziecko w dorosłości, powielające chorobę rodziców i przekształcające się na podobieństwo ojca-lumpa bądź matki-pijaczki.
Wasze spostrzeżenia owszem, są prawdziwe, ale tylko częściowo. Ulegacie stereotypom. Bo bardzo wielu z nas, DDA, to wykształceni, przystojni, zamożni ludzie. Mamy dobrą pracę, partnerów. Niektórzy być może patrzą z boku i nawet nam zazdroszczą. Nasuwa mi się nawet refleksja: kim mogliby być ci, którzy osiągnęli już tak wiele mimo tego cholernego obciążenia na całe życie, gdyby w ich życiu nie pojawił się alkoholik? Kim byliby, gdyby od urodzenia mogli oddychać pełną piersią, bez lęku dławiącego w gardle, w spokoju i poczuciu bezpieczeństwa?
Dla większości z Was DDA jest prawie jak UFO, prawda? Poznajecie o kimś tę smutną prawdę, wyrażacie swoje współczucie (współ-czucie? czyli odczuwanie tego, co my? śmieszne!), a głębi duszy myślicie sobie: "Dlaczego on/ona nic z tym nie zrobi, dlaczego nie wyśle rodzica na leczenie, dlaczego gdzieś tego nie zgłosi?". A może część z Was uważa, że to w ogóle jest sztuczny problem, że wystarczy zamknąć się w swoim pokoju i poczekać, dopóki pijany ojciec czy matka nie wytrzeźwieje? Dla tych z nas, którzy już wyprowadzili się z domu, być może macie odpowiedź w stylu: "Przecież to już za tobą, przestań użalać się nad sobą i zacznij wreszcie żyć normalnie!". Kolejny raz sprawdza się odwieczna prawda, że syty głodnego nie zrozumie.
Nawet nie wiecie, jak bardzo Wam zazdroszczę normalnego dzieciństwa, Wy, nie-DDA. Normalność i dużo miłości - to najlepsze, co rodzice mogą dać dziecku. Niewyobrażalny kapitał, który procentuje całe życie. Doceńcie to. A kiedy ktoś z Waszych znajomych zdecyduje się na wielki coming-out i wyzna Wam smutną prawdę o swoim popieprzonym dzieciństwie, po prostu okażcie gotowość wysłuchania go i trochę życzliwości. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, ile to dla nas znaczy
Beacik, doskonale Cię rozumiem.... Też jestem DDA... I mimo że wyprowadziłam się z domu i mam już swoją rodzinę nadal mam w głowie dom rodzinny. Jeśli potrzebowałabyś kiedyś pogadać daj znać :) Chętnie Cię wysłucham i w miarę możliwości pomogę :*****
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!